Z pamiętnika pielgrzyma

Opublikowany 2016-05-15, zaktualizowany 2021-03-06

Ta wyprawa była moim marzeniem, celem do którego długo dążyłem. Zmieniła moje życie.

Chcę się z Wami podzielić doświadczeniem i moimi zapiskami z prywatnego pamiętnika. Nie dlatego, że są one głębokie, lecz dlatego, że są prawdziwe.

Camino de Santiago

Zacznijmy od początku, a mianowicie o wspomnieniu czym tak naprawdę jest “Camino de Santiago” czyli droga św. Jakuba. W północno-zachodniej Hiszpanii leży miasto Santiago de Compostela. Jest ono uznane za trzecie (za Jerozolimą i Watykanem) miejscem kultu do którego przybywają pielgrzymi z całego świata. Dlaczego? Dlatego, że według legendy (patrz niżej) znajduje się tam grób św. Jakuba Większego, apostoła Jezusa Chrystusa.

Święty Jakub na Polu Gwiazd

Legenda głosi, że św. Jakub przybył na ziemię Hiszpanii by nauczać i nawracać tutejszych mieszkańców. Nie widział jednak zbyt wielu owoców swojej pracy. Doszedł tak nad ocean do miejsca gdzie obecnie jest miasto Muxia.

Gdy siedział zasmucony spostrzegł łódź zbliżającą się do niego. Siedziała w niej Maryja, która pocieszyła go i zapewniła, że jego posługa przyniesie owoc. Podniesiony na duchu Jakub wrócił do Jerozolimy gdzie zmarł męczeńsko. Jego ciało zawieziono do Hiszpanii, a w wyniku różnych zamieszek zaginęło.

Jakiś czas później pewien pustelnik zauważył, że wszystkie gwiazdy spadają w jedno miejsce. Właśnie tam odnaleziono ciało św. Jakuba i założono miasto Santiago de Compostela, co znaczy Święty Jakub na Polu Gwiazd.

Teraz my jak te gwiazdy z różnych stron świata zmierzamy do Santiago, by nauczyć się znów latać.

Camino

Każdy na tę pielgrzymkę wyrusza inaczej. Mówi się, że trzeba ją zacząć od progu swojego domu i pieszo przemierzać całą odległość. Są tacy którzy idą kilka tysięcy kilometrów by tam dotrzeć. Najsłynniejszym Polakiem, który wyruszył ze swojego domu i szedł przez całą Europę był Marek Kamiński (zdobywca biegunów ziemi). Bywają też tacy którzy drogę pokonują rowerem.

Z czasem do Santiago zostały wyznaczone szlaki na których powstały albergue (rodzaj schronisk dla pielgrzymów). Wraz ze wzrostem popularności pielgrzymek, do czego przyczynił się też film “Droga Życia”, wzrosła również komercjalizacja szlaków, co niekiedy kłuje w oczy, jednak w mojej opinii nie jest w stanie przysłonić celu pielgrzymki.

Moje Camino

Ja postanowiłem, że z Polski wyjadę na stopa do Saint-Jean-Pied-de-Port, miejscowości położonej we Francji niedaleko granicy z Hiszpanią i stamtąd ruszę pieszo szlakiem Francuskim. Pisząc o moich doświadczeniach będę cytował zapiski z mojego pamiętnika. Czasem jedynie zmienię szyk zdania czy formę zapisu. Pisząc dla samego siebie nie zwracam uwagę na to czy jest to poprawne gramatycznie :). Niekiedy też ominę jakiś fragment zbyt osobisty dla mnie, ze zrozumiałych powodów.

Pora ruszać!

“Nie było żadnych hucznych pożegnań, nikt nie płakał. Zwykły wyjazd na wakacje. Mam wiele obaw, ale wierzę, że się mną zaopiekujesz, wierzę, że nie jestem sam… Wiem, że będę z Tobą bezpieczny, prowadź mnie…”

Myślałem, że tak ważne dla mnie wydarzenie będzie jakoś zaznaczone, a tu nic się nie wydarzyło. Wychodząc z domu mijałem rodzinę i przyjaciół zajętych swoimi obowiązkami. Często w życiu codziennym odkładamy każdą większą zmianę na później. Chcemy by ta chwila coś znaczyła, była wyjątkowa. Od nowego roku zacznę się odchudzać. Od świąt przestaje palić. Przyjmę Jezusa do swojego serca podczas wielbienia na stadionie narodowym… itp.

Tymczasem trzeba działać teraz. Czekając na daną chwilę odwlekamy ważną dla naszego życia zmianę. Tłumaczymy się sami przed sobą: Ja przecież chcę się zmienić, ale zrobię to w szczególny moment. Sam nie raz tak robię.

To tak jakby powiedzieć: Poczekam do jutra, bo jutro Bóg będzie bardziej działał, albo: Kurczę, przegapiłem tak dobry moment, w którym Bóg mógł zadziałać w moim życiu, no nic poczekam do następnego. To tak nie działa. To zdanie dziwnie zabrzmi, ale Bóg zawsze działa TERAZ. Tego momentu nie da się przegapić, albo na niego wyczekiwać. Kiedy czytasz ten tekst Bóg działa w Twoim życiu.

Pierwsze zmagania, czyli jak w 3 dni przejechać Europę

Dzień 1

“Wyszedłem z PolskiegoBusa w Poznaniu. Ciemno, nikogo nie ma. Szybko i sprawnie udało mi się dotrzeć do autostrady w kierunku Berlina. Tam zaczęły się schody. Siatka dookoła, na szczęście Pani z ochrony pozwoliła mi ją przejść.

Nie stałem długo, Hubert sam się zatrzymał by mnie zabrać. Bardzo fajny człowiek, życzliwy, pomocny, z bujnym życiem. Na kolejnej stacji też sama Pani do mnie zagadała i zaproponowała podwózkę. Miała dużą rodzinę i bardzo uśmiechnięte dzieci. Chciała mi dać jedzenia ale odmówiłem, miałem sporo własnego.

Czasami spośród wielu ludzi nawiązujemy nić porozumienia bez używania słów. Tak było z “Surferem”, studentem architektury. Bardzo miło mi się z nim rozmawiało, On opowiadał dowcipy o Polakach, ja o Niemcach, wszystko z wzajemnym szacunkiem.

Następne były dwie Panie. Nie odzywały się do mnie, miałem okazję się zdrzemnąć. Była to matka z córką. Ostatnia dzisiaj była “Hipiska”. Nic nie mówiła po angielsku, gubiła drogę, ale lubiłem ją. Wyrzuciła mnie w małej mieścinie na południu Niemiec niedaleko jeziora Bodeńskiego.

Nie wiedziałem w którą stronę iść więc zapytałem w kościele Ewangelickim. “Samarytanka” zawołała pastora, który wytłumaczył mi drogę. Był to bardzo ładny kościół. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia.

W tej samej miejscowości spotkałem Anglika (komiczne było to, że zanim dowiedziałem się kim On jest zapytałem Go czy mówi po angielsku :P) następnie “Bośniaka”, który pracował z Polakami. Razem przeszliśmy ok. 5 km. Na miejscu Szymon zrobił kawę, “Bośniak” dał pyszne ciasto i skorzystałem u nich z internetu. Było już późno. Miałem nadzieję, że zaproponują mi nocleg… niestety musiałem iść dalej.”

Pierwsza noc spędzona na ławce
Pierwsza noc spędzona na ławce

Dzień 3

“Jest ranek. Wczoraj jak wstałem i coś zjadłem wyruszyłem pieszo przez małe miejscowości, łąki, lasy. Ciągle padało. Byłem cały mokry i zmarznięty. Na mapie znalazłem mały parking. Przedarłem się tam, przeskoczyłem przez siatkę i tam spełniły się moje modlitwy. Zasłużony odpoczynek.

Spotkałem Joana z Rumunii, który swoją cysterną jechał do Hiszpanii. Zapytał się czy mam narkotyki. Ja na to, że nie, że jestem chrześcijaninem. Joan odpowiedział, że Don Corleone też był chrześcijaninem. Tak zaczęła się nasza wspólna podróż.

Opowiadał mi o tym jak zabierał innych autostopowiczów, głównie z Polski. Pewne Polki nazwały Go “Thorem” bo trochę go przypominał. Więc Joan kupił sobie drewniany młot i sam go ozdobił. Wyprzedzając inne TIR-y wymachiwał nim, że niby to dzięki niemu tak szybko jedziemy :P. Pogoda była deszczowa. W nocy po raz pierwszy dzieliłem się Ewangelią po angielsku. Potem jeszcze trochę rozmawialiśmy o Bogu.

Dziś zjedliśmy razem śniadanie, wypiliśmy kawę i ruszyliśmy dalej.

Podczas trudności zaczynam zastanawiać się co będę robił po powrocie. Co będę jadł, co będę pił. Zaczynam tęsknić za łóżkiem, za odpoczynkiem. Czasami chce być już w domu, ale przypominam sobie, że nie mogę się teraz wycofać. Przypominam sobie, że jeszcze długa droga przede mną. Muszę iść dalej.

Mam jednak cel.

Podczas tej wyprawy zrozumiałem, że łatwiej jest radzić sobie z przeciwnościami kiedy mamy wyznaczony cel, kiedy wiemy dokąd zmierzamy.”

Ciąg dalszy nastąpi….

Dziękuję, że dotarłeś na sam koniec wpisu. Choć te wspomnienia mają już jakiś czas pisząc o nich mam wrażenie, że wszystko wydarzyło się wczoraj.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak wyglądała dalsza wędrówka, z czym typowi pielgrzymi muszą się zmagać na szlaku i jak to jest, że tyle ludzi z całego świata mieści się na jednej Drodze to dołączcie do nas na Facebooku 🙂

Do zobaczenia 🙂


Kolejny artykuł znajdziesz tu - Z pamiętnika pielgrzyma - pierwsze kroki

Krzysiek
Krzysiek

Zostań na kawę - zapisz się na newsletter

Newsletter jest najlepszym sposobem na utrzymanie z nami kontaktu. Zazwyczaj wysyłamy maila w sobotni poranek i znajdziesz tam kilka refleksji do kawy, nowy artykuł, czasem coś do posłuchania lub coś wartościowego na co natrafiliśmy w tygodniu.

Żadnego spamu, masz nasze słowo.